Życiem religijnym człowieka kieruje cnota religijności. Konieczną więc rzeczą jest przypomnienie sobie jej określenie. Cnota moralna religijności usposabia człowieka do ochotnego i trwałego ukierunkowania jego woli ku Bogu jako ostatecznemu celowi, w celu uczczenia Go, poświęcenia się Mu i służenia Jemu. Mowa jest o ukierunkowaniu woli. Wola jednak potrzebuje kierownictwa rozumu. Sama bowiem z siebie jest władzą ślepą. Człowiek rozumem poznaje Boga, swego Stwórcę i Pana, Ojca pełnego miłosierdzia. Wraz z tym odnajduje w sobie naturalne prawo, skłaniające go do oddawania czci Najwyższej Prawdzie i Najwyższemu Dobru. Wtedy wola na mocy sprawiedliwości, którą ma w sobie, nakazuje czcić Boga.
Trzeba to stwierdzenie uzupełnić. Cnota religijności jest częścią dopełniającą cnotę sprawiedliwości. Sprawiedliwość zaś skłania człowieka do oddania Bogu czci Jemu należnej. Ponieważ wola decyduje i nakazuje należną cześć oddać Bogu. Nadto przy założeniu powołania człowieka do udziału w życiu Boga, który jest miłością oraz, że życie religijne polega przede wszystkim na umiłowaniu Boga, na daniu odpowiedzi miłości na wzywającą miłość Boga, odpowiedź tę może dać jedynie władza miłowania - wola. Za stwierdzeniem, że modlitwa jest aktem woli, przemawia fakt, że cnota religijności, mająca na celu uczczenie Boga, przejawia się w aktach zewnętrznych, jak: adoracja, ofiara, ślub, przysięga, itp. oraz w aktach wewnętrznych, które są jedynie dwa: pobożność i modlitwa. Modlitwa jest więc aktem cnoty religijności. Wobec tego wraz z tą cnotą jest ona aktem woli.
Modli się bowiem cały człowiek, który jest jednością.
Modlitwa jest bowiem sprawą miłości, i jak miłość nie pokrywa się jedynie z pewną sumą aktów miłości. Wprawdzie modlitwa jest sztuką, którejmożna się nauczyć. Niemniej jest sztuką tylko do pewnych granic. W modlitwie nie da się zdobyć takiej sprawności w jej praktykowaniu, jak w cnotach. Przez praktykę modlitwy człowiek sam nie dojdzie do modlitwy zjednoczenia, kontemplacji wlanej. Nie wystarcza więc samo ćwiczenie i sama praktyka modlitwy. Zapewne wynika to z tego, że modlitwa jest łaską; nawet modlitwa początkujących, a co dopiero powiedzieć o modlitwie kontemplacyjnej.
Z takiego ustawienia problemu wynikają następujące wnioski:
Jeśli więc na modlitwie Bóg nie otrzymuje czci, na przykład sposób modlitwy nie jest godny w odmawianiu lub z powodu braku uwagi, tym samym wola zostaje wyłączona i ten brak w miarę tego wyłączenia niszczy modlitwę. Podobnie jak czyni to prośba o rzecz złą (np. „czarna msza”).
Akty poszczególnych cnót, szczególnie przydatnych w modlitwie, jak: miłość, pokora, wyrzeczenie, itp. stają się modlitwą przez ukierunkowanie rozumu, co zazwyczaj się dokonuje. Czytanie duchowne, praktyka obecności Bożej, same z siebie nie są modlitwą, lecz stopniem modlitwy, tzn. aktami związanymi z modlitwą i wprowadzającymi do modlitwy. W tym duchu św. Teresa od Jezusa stanięcie w obecności Bożej zalicza do najbliższego przygotowania do modlitwy (Dd 26,3-5). One jednak przez akt rozumu mogą stać się modlitwą. Dla przykładu: posługiwanie się książką na modlitwie, czy też czytanie połączone z rozważaniem dla pobudzenia uczuć; podobnie stanięcie w obecności Bożej, które wprowadza do doświadczania obecnego Pana.
Ale i rozmyślanie samo przez się nie jest modlitwą, choć jest działaniem rozumu. Staje się ono modlitwą, kiedy jest ukierunkowane na uczczenie Boga, specjalnym aktem rozumu, lub może lepiej aktem woli.
Można powiedzieć, że modlitwa jako akt człowieka jest aktem witalnym rozumu i woli zarazem przepojonych pobożnością. Rozum pracuje, by przedstawić Bogu swe prośby, a także kształtuje świadomość religijną przez wzbogacanie poznania Boga, siebie i rzeczy w odniesieniu do Boga. Wola zaś miłując Boga, odpowiadając na Jego miłość, nakazuje rozumowi odpowiednie działanie.
Modlitwa-prośba także zawiera w sobie prawdziwe uczczenie Boga. Niektórzy mieli wątpliwości odnośnie tego. Modlitwa-prośba jest oparta na głębokiej wierze we wszechpotęgę Boga, w jego miłość i miłosierdzie dla człowieka. Kiedy więc człowiek prosi Boga, wysławia Jego nieskończoną dobroć.
Modli się cały człowiek. W modlitwie biorą udział wszystkie władze i energie wewnętrzne człowieka: rozum, pamięć wraz z wyobraźnią i fantazją, wola, uczucia, zmysły; nawet ciało bierze aktywny udział - niewiele wprawdzie, lecz od postawy ciała coś w modlitwie zależy. Modlitwa chrześcijańska nie jest jedynie faktem teologicznym i tajemnicą, lecz jako czyn ludzki jest także faktem psychologicznym, z konkretnymi wymaganiami psycho-fizycznymi, które warunkują ten akt.
Niektórzy podważali udział rozumu w życiu religijnym, a więc także w modlitwie. Wystarczy stwierdzić, że wielu chrześcijan modlących się uważa, że modlitwa jest sprawą woli, uczuć i związanych z tym pociech, że jest to jakiś błogostan. Mówi się o zawieszeniu działania władz przynajmniej w kontemplacji.
Już zostało stwierdzone, że u podstawy jest działanie rozum z tym, że rozum jest tu na usługach woli. Praca rozumu jest potrzebna szczególnie u samych podstaw modlitwy. Rozum bowiem jedynie może ukazać ograniczoność egzystencji ludzkiej, zależność jej od Stwórcy. Jakkolwiek modlitwa nie jest sprawą rozumu, lecz miłości, to jednak Boga należy miłować „z całego umysłu swego” (Łk 10, 27). Miłość bowiem musi mieć mocne oparcie, jasno ukazaną drogę, a tę może jedynie wskazać rozum.
Przede wszystkim idzie o poznanie Boga jako celu ostatecznego człowieka. Wymaga ono wielkiej pracy człowieka, by on nie poddał się sugestiom celów pośrednich i pozornych; by mógł powściągnąć wątpliwości i niepewności, by bronił prymatu Boga w dziedzinie myśli. „Jedna myśl - powie św. Jan od Krzyża - większą ma wartość, niż cały świat, dlatego jedynie Bóg jest jej godzien” (S 34). W modlitwie idzie nie tylko o poznanie Boga jako najwyższej prawdy , lecz także i przede wszystkim o poznanie Go jako pełni życia , o poznanie także Boga poprzez wszystkie rzeczy i wszystkich ludzi. Całe to poznanie jest na usługach miłości. Poznanie Boga ma pobudzić wolę.
By człowiek mógł ześrodkować się na miłości, trzeba by swój umysł całe życie intelektualne ukierunkował na Boga, ostateczny cel życia ludzkiego. Modlitwa bowiem wymaga trwałego ukierunkowania na Boga. Ześrodkowanie takie jest niemożliwe bez roli przewodnika ze strony rozumu, bez nieustannego poszukiwania, trwałego i coraz głębszego oraz bardziej skutecznego ukazywania piękna, atrakcyjności godnego miłości Boga. To wymaga scalenia prawdy na Prawdzie przez nieustanne wznoszenie umysłu do Boga, znów na usługach miłości. Co nie służy miłości, nie ma wartości dla życia wewnętrznego i w konsekwencji dla modlitwy. Poznanie tzw. autonomiczne - wiedzieć, by wiedzieć, nie jest tu do przyjęcia, gdyż na nim nie zbuduje się modlitwy. Cel ascezy chrześcijańskiej w ostatecznej analizie polega na podporządkowaniu działalności poszczególnych władz celowi miłości i w wyniku tego każda władza zrzeka się swej autonomii na rzecz woli-miłości. Jest rzeczą oczywistą, że prymat miłości wymaga uprzedniego oczyszczenia rozumu. Św. Jan od Krzyża mówi o poddaniu rozumu oczyszczonego w wierze pod władzę woli oczyszczonej przez miłość. To dzięki miłości Boga wszystkie myśli człowieka są skierowane ku Niemu. Rozum sprawuje tu rolę pośrednika, kierownika. Nie trzeba podkreślać jak rola ta jest ważną. Umysł bowiem rozproszony na modlitwie będzie powodował szkody, będzie przeszkadzał woli w przylgnięciu do Boga. Stąd podstawową rolą rozumu jest ześrodkowanie wszystkiego na Bogu.
Oczyszczenie rozumu polega na przyjęciu wymagań wiary, które są fundamentem całego życia chrześcijańskiego.
Dlatego rozum musi przyjąć oczyszczenie wiary, dać się pokierować wierze. Rozum musi uwierzyć Bogu. W tym uwierzeniu jest wspierany darem rozumu. Nie trzeba podkreślać, jak to zadanie rozumu - wierzyć w Boga - jest ważnym dla życia modlitwy. Cała bowiem modlitwa opiera się na wierze.
Rola więc rozumu w modlitwie jest niczym nie zastąpiona. Warto więc podkreślić, że rozum jest jedyną świadomą władzą człowieka. Wszystkie inne władze są ślepe i potrzebują jasnego kierownictwa rozumu.
W omawianiu działania pamięci na modlitwie trzeba wziąć pod uwagę tak pamięć materialną - treści utrwalone na korze mózgowej, jak i pamięć jako władzę duchową.
W oparciu o pamięć i w jej ramach działa wyobraźnia. Istnieją ludzie bez wyobraźni. Mają oni trudności kojarzenia zjawisk, wyobrażanie sobie rzeczy, sytuacji. Inni znów posiadają chorobliwą wyobraźnię; nieustannie wszystko przywodzi im na pamięć. W rzeczywistości nie potrafią się z tego powodu skupić na jednej rzeczy.
Z pamięcią także połączona jest fantazja. Kojarzy ona treści zawarte w pamięci w sposób nielogiczny i przypadkowy, tworząc obrazy nierzeczywiste. Ona jest u podstaw próżnych marzeń.
Św. Jan od Krzyża szeroko mówi o potrzebie oczyszczenia pamięci przez teologiczną cnotą nadziei (D 3.1-15). Oczyszczenie to musi się dokonać, aby człowiek mógł dojść do zjednoczenia z Bogiem. Ona jest jakby ostatnim bastionem, który poddaje człowieka Bogu, i wtedy dopiero dokonuje się zjednoczenie pełne. Święty, omawiając oczyszczenie pamięci przez cnotę nadziei, podkreśli takie momenty:
podaje szkody, jakie dusza ponosi przez wspominanie rzeczy doczesnych. Są nimi: niepokój i strata czasu.
uwidacznia korzyści całkowitego oczyszczenia duszy z pojmowania ziemskiego. Oczyszczenie wprowadza uspokojenie, pokój i wzrost mądrości ludzkiej i Bożej.
wskaże na potrzebę oczyszczenia pamięci także z rzeczy nadprzyrodzonych, jak: wizje, zrozumienia, itp., gdyż i one mogą przeszkodzić w zjednoczeniu w czystej i doskonałej nadziei.
„Gdzie skarb, tam i serce twoje” (Mt 6,21).
Niezwykle ważną jest rzeczą, co znajduje się w pamięci i co w niej człowiek utrwala. Usłużna bowiem pamięć w każdej chwili może podsunąć treści, które przechowuje. Jeśli w pamięci jest wiele skarbów i wiele nadziei, i nie są one ześrodkowane na Bogu, będą one stawały przed człowiekiem na modlitwie i trzymały jego serce na uwięzi.
Wielka jest więc rola pamięci na samej modlitwie oraz w przygotowaniu do niej. Dobrze ustawiona, oczyszczona przez cnotę nadziei i przez nią ześrodkowana na Bogu, będzie przypominać wszystko, co może prowadzić do Boga. Będzie stawiać przed oczy dar łaski, doznane miłosierdzie. Przypomni o nawiedzeniach Bożych (D 2.13, 1-6; 35,2-3).
Wyobraźnia, która buduje na pamięci, zwłaszcza w początkach modlitwy, może być bardzo pomocną. Lecz i ona musi być oczyszczona ze wszystkich wyobrażeń (D 2.12,2). Święty, uznając pewne korzyści, jakie ofiaruje wyobraźnia, napisze: „Kto zaś pozostawi na boku wyobrażenia, a zwróci się do miłości, odniesie zawsze korzyść” (D 3.13,7).. Na modlitwie zasadniczo nie ma miejsca na fantazje i marzenia.
Dla św. Jana od Krzyża ukazuje , wola posiada rolę kierowniczą w całości życia człowieka i jest jego podstawą psychologiczną. Wszystko uzależnione jest od wyboru woli. Ona musi chcieć. W tym Święty napisze: „Moc duszy opiera się na jej władzach, uczuciach i pożądaniach, które wszystkie są kierowane przez wolę” (D 3.16,2). W systemie głoszonym przez Świętego cały dynamizm psychologiczny i moralny pochodzi od woli. To wola wybiera Boga. To wola skłania człowieka do modlitwy. By wybierała Boga - Dobro Najwyższe i wszystko ze względu na Boga, trzeba wolę oczyścić ogniem Bożej miłości ze wszystkich nie uporządkowanych uczuć, z których rodzą się pragnienia, pożądania, rozkojarzone czyny. Z woli pochodzi zachowanie wszystkich sił dla Boga. Uczucia mogą ją wspierać w dążeniu do Boga, lub jej przeszkadzać. Takie uczucia jak: radość, nadzieja, ból i lęk i wszystkie pozostałe, jeśli są nieopanowane i pozbawione kierownictwa woli, mogą całkowicie zniszczyć modlitwę. Właściwie ustawione mogą dopomóc w skupieniu modlitewnym.
W tym znaczeniu wola musi chcieć się modlić.
Pragnienie modlitwy i trwanie w niej powstają w woli i od woli zależą.
Wola skłania się do Boga-Dobra Najwyższego, gdyż czegoś chce. Ona także daje intensywność wszystkim innym aktom władz.
Zaniedbanie w modlitwie i świadome zaniedbania na modlitwie pochodzą od woli.
Od woli zależy przygotowanie do modlitwy.
Do woli należy usuwanie przeszkód na modlitwie oraz trudności w układaniu sobie życia modlitwy.
Modlitwa jest sprawą miłości. Miłość zaś jest bezpośrednio związana z wolą.
Jeśli nawet ktoś uznaje modlitwę za sprawę rozumu praktycznego, powinien wiedzieć, że rozum praktyczny jest uzależniony od woli.
Pośrednie działanie zmysłów na modlitwie może być bardzo wielkie. Może ono być pomocą, często staje się utrapieniem.
Działanie zmysłów może mocno przeszkadzać w modlitwie. Zmysły bowiem mają swój oddźwięk we władzach duszy. Zmysły są przecież oknami duszy. Nic nie ma w umyśle, co wpierw nie było w zmysłach . Przy tym zmysły wciąż szukają zaspokojenia, a same w swym działaniu są ślepe i bez ukierunkowania. Potrzebują więc światła rozumu i zaangażowania woli. Inaczej będą one dominowały nad wolą i one będą wywierały nacisk na rozum. Do władz duszy należy więc skupienie zmysłów i ich działania na Bogu. Jest to praca na całe życie, bo zmysły same z siebie nie są zdolne do uchwycenia spraw duchowych
Przez uczucia w tym wypadku rozumie się szybkie poruszenie z pogranicza zmysłów i ducha wobec dobra realnego lub tkwiącego jedynie w wyobraźni. Mogą one być radosne lub udręczające. Odnośnie modlitwy raczej ma się na myśli uczucia radosne: pociechy i smaki.
Trzeba stwierdzić, że na modlitwie mogą powstawać różne uczucia. Modlitwa jednak nie polega na uczuciach. Pan Bóg bowiem nie może podpadać pod uczucia, tak mocno związane ze zmysłami. Głębokie jednak rozmodlenie się w Bogu, przylgnięcie do Niego miłością, nieraz rozbudza silne uczucia. Takie są prawa natury. Człowiek stanowi jedność psychofizyczną. Najbardziej duchowe przeżycia będą pociągały za sobą pewne reakcje zmysłowe. Można podać pozytywny przykład: na modlitwie wielkie poczucie winy w obliczu pełnego miłości Boga może wywołać uczucie żalu i nawet łzy wycisnąć. Pod pewnymi warunkami będzie można wtedy nawet mówić o darze łez.
Istnieje jednak spore niebezpieczeństwo szukania pociechy na modlitwie i wiązanie jej wartości z sumą przeżywanych odczuć oraz smaków. Takie nastawienie łatwo może doprowadzić do zatracenia samej istoty modlitwy i całkowicie zniszczyć modlitwę.
Zwyczajnie rozum w swoim działaniu posługuje się pojęciami i wyobrażeniami. Nawet nadprzyrodzona kontemplacja łączy się z działalnością wyobraźni.
W wyniku tego, jeśli rozum jest całkowicie bierny, na przykład poddając się dobrowolnym roztargnieniom, nie ma wewnętrznej uwagi skupionej na tym, co robi, czyli na modlitwie, nie istnieje wtedy formalna modlitwa. Modlitwa wirtualna, która polega na tym, że ktoś zamierzał się modlić i w tym celu podjął działanie, lecz potem poddał się innym myślom, sprawia, że taka czynność jest pobożnością, miłością, wiernością, ale nie jest modlitwą .
Spojrzenie od strony psychologicznej poszerza wiedzę o modlitwie, a do teologii modlitwywprowadza nieco uściśleń i bardziej zrozumiałą czyni modlitwę człowieka.
Rozum, jak już było wspomniane, ukazuje człowiekowi jego słabość, wielkie ograniczenie, a zarazem wielkie pragnienia prawdziwego życia, jakie człowiek nosi w sobie. Szukając bowiem w sobie najgłębszych racji swego istnienia, w swoim małym ja odnajduje wielkie Ja, na wzór którego został stworzony. Religia potwierdza mu wyniki jego niepokojów i poszukiwań. Całe zaś objawienie, szczególnie ewangeliczne, mówi mu, że jego pragnienia pełni są nie tylko prawdziwe, lecz nadto, że Bóg chce goobdarzyć pełnią życia, wprowadzając w uczestnictwo z Sobą.
To wszystko odnajduje na modlitwie w obliczu Boga, przed którym, nieustannie odnajdywanym, a zawsze szukanym, staje. Te jego modlitewne spotkania z Bogiem przebiegają w zależności od stopnia więzi, jaką z Nim nawiązał, albo w postaci rozmowy ustnej, lub rozmowy myślnej, czy też w prostym trwaniu przy Panu.
Spotyka się twierdzenie, że człowiek jest najwyżej zdolny do mówienia do Boga, a i ono sprawia mu wielką trudność, gdyż tego Boga nie widzi. Na pewno istnieje poważna trudność nawiązania modlitewnego i żywego kontaktu z Bogiem, szczególnie jeśli idzie o stałą modlitwę. Nie można jednak podważać zdolności człowieka do modlitwy. W rzeczywistości bowiem człowiek potrafi, i często tak czyni, rozmawiać z nieobecnym; nawet z kimś, kogo nigdy nie widział. Wystarczy, że wie o jego istnieniu. Wielu ludzi przeprowadza rozmowy na przykład z Ojcem Świętym. Zdarza się, że kiedy przyjdzie im stanąć przed nim i mają możność mówienia, nie znajdują słów. To samo trzeba powiedzieć o modlitwie myślnej, rozmyślaniu. Człowiek jest zdolny do myślenia o kimś istniejącym, znanym jedynie z opowiadania. Jest wobec tego zdolny do myślenia o Bogu. Ułatwia mu te rozmowy ustne, czy pojęciowe, życzliwość pełna miłości, jaka powstaje w nim, kiedy słyszy o Jego dobroci, szerokości serca.
Modlitewna rozmowa z Bogiem może być różna i jest uzależniona, od stopnia życia religijnego. W początkach jest ona zazwyczaj bardzo przyziemna i szczegółowa. Człowiek bowiem przeżywa jeszcze mocne związanie z doczesnością. Jego prośby, do których przede wszystkim ogranicza się jego modlitwa, dotyczą spraw ziemskich: powodzenia, pieniędzy, uznania, zabezpieczenia dla swoich bliskich, uchronienie od choroby, itp. Jeśli ktoś rozpoczął modlitwę zwaną myślną, jego rozmyślania są bardzo szczegółowe. Z biegiem czasu, przy wierności modlitwie, prośby zaczynają obejmować sprawy innych ludzi, potrzeby Kościoła i te wysuwają się na pierwsze miejsce. O sobie i swych potrzebach jakby zaczyna zapominać. Modlitwa myślna powoli się upraszcza; nie potrzebuje już długich i drobiazgowych roztrząsań. Wystarcza mu nieraz jedno zdanie, czy słowo. Przy tym modlitwa, jak każda czynność człowieka, jest mniej lub więcej egoistyczna; może lepiej, zaprawiona egoizmem. Człowiek się modli. On staje przed Bogiem. On odnajduje Boga. On kocha.Trzeba wiele czasu i współdziałania z łaską Bożą, by ten ciężar gatunkowy modlitwy z siebie przesunął się na Boga i by Bóg stał się wyłącznym ośrodkiem człowieka modlącego się.
Znane jest w nauce o religii ujęcie Boga jako misterium tremendum i misterium fascinosum. W rzeczywistości bowiem Bóg każdego człowieka raz przejmuje lękiem, innym razem przyciąga wielką zażyłością. U wielu ludzi w odniesieniu do Boga zdaje się przeważać tajemnica lęku, bojaźni. Może istnieć bojaźń, która znosi lęk i związane z nim oddalenie, czy unikanie częstych spotkań. Jest to bojaźń dziecięca lub obawa wynikająca z pragnienia oglądania Boga, którego z własnejwiny można by nie osiągnąć. Ten ostatni stan dobrze został wyrażony przez św. Pawła: „Poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za nieprzydatnego” (1 Kor 9,27), czy też: „Przejęci bojaźnią Pana, przekonujemy ludzi” (2 Kor 5,11), albo: „Oczyśćmy się... dopełniając uświęcenia naszego w bojaźni Bożej” (tamże, 7,1). Intensywne życie religijne, które człowieka przejmuje dziecięcą bojaźnią i wyraża się w modlitwie, zmniejsza dystans pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Ten sam św. Paweł napisze: „W Nim żyjemy ...” (Dz 17, 28) oraz „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). W tym stanie zanikają słowa, wyobrażenia, a przychodzi ogląd wewnętrzny, który jest zarazem widzeniem, słyszeniem, dotykaniem, kosztowaniem, co oznacza jakby zanikanie działania poszczególnych zmysłów według ich właściwości.